IIFYM - jestem za, a nawet przeciw. 12.11.2020 „If it fits your macros” – jeśli pasuje do twojego makro. Ten model żywienia stał się popularny już lata temu, osoby, które dopiero zaczynały swoją przygodę z dietami, czy siłownią zobaczyły, iż w prosty sposób mogą osiągnąć cel tylko i wyłącznie licząc kalorie. Już bez zbędnego bawienia się w regularność posiłków, unikania fast foodów itd. „Osiągnąłem swój cel, więc każdemu polecam dietę x” Bardzo często spotykane podejście, niemniej jednak bardzo mylne. Dietetyka nie jest czarno-biała. To, że osiągnąłeś swój cel będąc na diecie ketogenicznej, high-carbie, wegańskiej, czy karniwora nie znaczy, że była to optymalna droga. Schudłeś bo byłeś w deficycie kalorycznym. 100% albo nic? Skrajności nigdy nie były dobre, nawet takie potencjalnie zdrowe, dlaczego? Jesz w 100% czysto, żadnych odstępstw – tak tutaj, hejtuje takie durne challange jak „30 dni bez cukru”. Po jakimś czasie na takim systemie żywieniowym zaczyna siadać psychika, w końcu pójdziesz na jakieś przyjęcie, impreza rodzinna i co? Hamulce puszczają, jesz wszystko co wpadnie Ci pod rękę, następnego dnia wstajesz, waga pokazuje +3kg i zaczynasz głodówkę. Tak się rodzą zaburzenia odżywiania. Co do tego ma IIFYM? Dla osoby, która ma już jakąś wiedze w zakresie dietetyki, wie jak zbilansować jadłospis dla siebie IIFYM będzie dobrym wyborem. Jednak w tym poście, chciałbym się odnieść do początkujących bo to oni są często zdziwieni „magicznym” działaniem liczenia kcal. Najczęściej aplikacja fitatu lub myfitensspal oblicza nam zapotrzebowanie na redukcje, które już jest bardzo zaniżone i tak sobie jemy co chcemy i liczmy. Jak to wychodzi w przypadku osób, które zaczynają swoją drogę do schudnięcia (najczęściej)? Na grupach na FB widziałem już tysiąc jadłospisów (między innymi to skłoniło mnie do napisania tego posta), gdzie ludzie wrzucają swoje całe dni jedzenia by pokazać innym, że można jeść co się chce i chudnąć. Co jest w nich nie tak? – miały za małą ilość błonnika (zalecenia to 20-40g),– miały za mało warzyw i owoców (zalecenia mówią o minimum 450g),– nie posiadały EPA i DHA (omega-3; powinniśmy codziennie spożywać 250mg tych kwasów łącznie),– dostarczały zbyt dużo SFA (nasycone kwasy tłuszczowe; ich spożycie powinniśmy ograniczać do 10% kaloryczności diety),– dostarczały sporo tłuszczów trans (główne źródła do ciasteczka i tego typu przekąski),– były skrajnie niedoborowe w wapń (zalecenia mówią by codziennie dostarczać około 1g, przy czym w tych dietach 200mg to było dużo). Co dalej? Jeśli raz na jakiś czas takie odstępstwo nic nam nie zrobi, to w dłuższej perspektywie jest po prostu wyniszczające i może prowadzić do szeregu chorób. „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” Tak, IIFYM może i często uczy nas niezdrowych relacji z jedzeniem. Niektórym ciężko zrozumieć, że jednak nie liczą się tylko kalorie – ba, nawet w kontekście redukcji masy ciała (szaman alert?). Może bezpośrednio i od razu jedzenie syfu nie wpłynie negatywnie na redukcje masy ciała, ale po jakimś czasie, gdy nie będziemy dostarczać dobrego paliwa do naszego ciała, może zacząć ono szwankować i wtedy mogą pojawić się problemy z odchudzaniem. Kolokwialnie mówiąc, gdy się odżywiamy niezdrowo może to wpłynąć na cale ciało, na wszystkie aspekty naszego życia i dla przykładu, mogą pojawić się problemy ze snem, problemy z układem pokarmowym co już bezpośrednio przełoży się na nasze funkcjonowanie – ale to tylko krótka notka, bo temat jest na całą serie książek. To jak jeść? Też nie jestem zwolennikiem 100% albo nic, według mnie dieta powinna być elastyczna. Big milk w diecie? Czemu nie? Batonik? Jak najbardziej. Produkty rekreacyjne pozwolą nam zachować dobrostan psychiczny i obronią nas przed rzuceniem się na górę słodyczy przy pierwszej lepszej okazji. Zdrowie to nie tylko brak choroby czy niepełnosprawności, ale też dobrostan psychiczny. Jak wiecie, lubię czasem podyskutować w internecie. Czasem przy próbie przekazania jakiejś informacji komuś kto uważa, że postępuje dobrze jedząc same słodycze i fast foody bo makro się zgadza, dostaje informacje zwrotną w postaci zdania „Dieta ma być dla ciebie, nie ty dla diety”. Zgadzam się, ale jak wcześniej wspomniałem, skrajności nigdy nie są dobre. Chcesz w 100% jeść syf i osiągać cel? Jedz, ale nie mów, że jest to dobre bo schudłeś. Podsumowując Według mnie, w zdecydowanej większości przypadków IIFYM dla osób, które zaczynają przygodę nie jest optymalnym rozwiązaniem. Nie buduje on świadomości żywieniowej, a pokazuje, że nie musimy się zdrowo odżywiać by schudnąć, co w dłuższej perspektywie czasu może się odbić na naszym zdrowiu bardzo źle. Zapraszam do współpracy, przeczytaj jak wygląda osiąganie celu z moją pomocą https://pagodietetyka.pl/jak-wyglada-wspolpraca/